środa, 20 marca 2013

Francuzeeeeem byc :)...

   

Z perspektywy minionych 5-ciu lat zaczynam poznawac , po woli rozumiec i bezustannie obserowac tych, z ktorymi zlaczyl mnie los…

Cofajac sie wspomnieniami kilka lat wstecz przypominam sobie jedno zdarzenie, ktore na ulamek sekundy " zwiazalo mnie " z tym obcym, dalekim i calkowicie nieznanym mi krajem.

Pewnego razu bedac w odwiedzinach u swojej babci jako dorastajaca dziewczynka uslyszalam jak ta opowiadala mojej mamie o paczce jaka otrzymala od swojego starszego brata z …Francji.

Pamietam jak tego dnia z wypiekami na twrzy opowiadala cos mojej mamie ubrana w dziwny jak dla mnie wtedy niebieski sweterek z kolnierzykiem, ktory jak sie domyslilam pochodzil zapewne z zagranicznej przesylki…

Przez chwile zastanawialam sie wtedy… gdzie ta Francja, dlaczego on od wielu lat jest tak daleko i jakie to wszystko dziwne, jak mozna bylo wyjechac tak daleko i nigdy nie wrocic do Polski, do rodziny…

Po chwili zalowalam tego starego i jak mi sie wydawalo na pewno samotnego czlowieka, ktory po wielu latach przeslal list swojej nie wiele mlodszej siostrze…

Pamietam jak wtedy pomyslalam : Francja…musi byc zapewne piekna, dostojna i …taka odlegla. Kilkanascie lat temu zarowno Francja lezaca nie tak daleko od Polski jak i Chiny znajdujace sie na innym kontynencie byly dla mnie tak samo abstrakcyjne, tak samo odlegle, zagadkowe, tajemnicze i niedostepne…bynajmniej na jeszcze kilka lat…

Jak wspominalam w pierwszych wpisach Francja nie powitala mnie tak jak sobie to wymarzylam. Wszystko bylo nie tak, pamietam ciemne zaplakane niebo o 14,30 po poludniu, zatloczone lotnisko, silny wiatr i deszcz, ktory zakrywal wszystko co staralam sie zobaczyc przez okno samochodu…

W Polsce dzien wczesniej spacerowalam po sniegu a kilka godzin pozniej w obcym panstwie szalala wichura a i niebo wcale nie zamierzalo przestac plakac… tak jak i moje serce przez pierwszych kilkanascie dlugich miesiecy…

Jacy oni sa ????

Tyle razy juz mi sie wydawalo,ze ich poznalam gdyz staram sie im bacznie przygladac…ale to niekonczaca sie historia, co krok, cos nowego…



                               Niespiesznosc i usmiech, ktory nigdy nie znika…

Jedno wiem na pewno, Francuzi to ludzie, ktorzy zyja bez pospiechu, oni nigdy sie nie spiesza zarowno w pracy, jak i na zakupach, wszedzie…

Przywitanie sie z sasiadem, zapytanie co slychac, zyczenie sobie milego dnia to codzienny rytual, bez najmniejszego wyjatku, to samo tyczy sie zwyczajow w pracy. Kazdego ranka kazdy wita sie z kazdym calujac sie w policzek i zapytujac ça va ? Nie wiem na czym polega ten fenomen ale witajac sie oni zawsze sa usmiechnieci ! Niekiedy wiedzac o roznych klopotach, problemach nikt sie z tym nie zdradza, bynajmniej nie na powitanie, to zawsze odbywa sie w tak samo milej atmosferze.

Zakupy…sklepy, supermarkety…tam zawsze jest tlum, niezaleznie od pory roku. Wszyscy niemal spacerujac niepospiesznie robia swoje zakupy chetnie dyskutujac z przypadkowymi wspoltowarzyszami. Przy kasach bardzo czesto obserwuje starsze osoby, ktore dyskutuja z kasjerem po woli wypakowujac swoje zakupy…czesto taka niewinna rozmowa zajmuje dodatkowe kilka minut i zawsze konczy sie usmiechem, zrozumieniem i zyczeniem milego dnia. Na poczatku wspomninajac swoje dawne zakupy w sklepach, supermarketach balam sie,ze lada chwila ktos z dlugiej kolejki nie wytrzyma i “oberwie sie” jesli nie kasjerce to nawet byc moze starszej Pani…a tu nic, za kazdym razem ten sam spokoj, to samo zrozumienie…zadziwiajace jak rozna bywa kultura, podejscie i chyba usposobienie nas wszystkich.





                               Naturalna swoboda na kazdy temat, ogromna otwartosc…



Od samego poczatku sluchajac francuskiego radia upajalam sie ich muzyka, romantycznymi piosenkami nie zwracajac uwagi na to co wypelnia czas miedzy nimi dopoki jezyk nie stal sie ciut bardziej przyjazny, zrozumialy…

Swoboda z jaka prowadzone sa rozne audycje radiowe…jedno co mi sie nasuwa na mysl, to fakt, iz niemal kazda dyskusja, omawiany temat predzej czypozniej dotyczy….. erotyki, relacji damsko-meskich, seksu…rozmowa o tym jest dla nich tak samo latwa, banalna jak rozmowa o podogdzie  !





                            Gestykulacja, piekny jezyk osob starszych , pogodna starosc…

Najbadziej lubie obserwowac i “podsluchiwac” starsze osoby… jestem zakochana w ich sposobie bycia, gestykulacji, manierach i jezyku…bardzo kulturalnym, staro-francuskim jezyku, ktory niestety jest juz zmieniany przez mlodsze pokolenia. Ich wzydachanie, sapanie, machanie rekoma…uwielbiam…uwielbiam sluchac, patrzec i obserwowac ich zachowanie podczas konwersacji.

Bardzo podoba mi sie tutejsze podejscie do osob starszych, choc doskonale pamietam swoja mine, gdy moja kolezanka 5 lat temu opowiadajac mi o swojej rodzinie napomknela o ukochanej babci w Domu starcow… Boziu, Dom starcow…jak oni mogli ja tam oddac???????????? Widzac moja mine zaczela a raczej probowala wytlumaczyc mi,ze to cos normalnego, nic zlego, wrecz przeciwnie…

Gdy moj syn kilka razy do roku odwiedza tutejszy Dom starcow “maison de retraite” , ktory znajduje sie tuz obok szkoly uswiadamiam sobie jak on wlasciwie funkcjonuje. Raz jako jedna z wielu rodzicow towarzyszylam dzieciom w takich odwiedzinach i na wlasne oczy zobaczylam wielu bardzo radosnych i chyba nawet szczesliwych staruszkow…to chyba zaskoczylo mnie najbardziej…ich pogodne twarze, ktore cierpliwie odpowiadaly lub opowiadaly jakies stare i ciekawe historie zasluchanym maluchom. Na zewnatrz Dom otooczony jest duzym, otwartym ogrodem pelnym laweczek,k rzeselek z placem zabaw dla wnukow, ktore odwiedzaja swoich dziadkow…

Zadnych plotow, zadnych siatek, zadnych przeszkow…otwarta przestrzen…

Szacunek, bliskie obcowanie z ludzmi starymi, niedoleznymi …tego od malego uczone sa dzieci i chwla im za to!





                                 Edukacja z duzym zastrzykiem zaufania i swobody…


Nie zapomne pierwszych dni, kiedy to moj syn rozpoczal swoja przygode z przedszkolem, szkola…

Kazdego poranka niezaleznie od wieku czy ma sie 3 lata czy lat 11-cie na powitanie dzieciaczki cmokaja sie w policzki miedzy soba i …ze swoja nauczycielka :)… zawsze zwracajac sie do niej po imieniuJ…

Za kazdym razem usmiechalam sie widzac biegnacego syna do klasy, wolajacego:
Bonjour Marie i cmokajacego ja w policzek
a ona niezmiennie z usmiechem, buziakiem odpowiadala : Bonjour Mateusz :)… i tak z kazdym bez wyjatku…

Nie czesto zdarza mi sie odbierac syna ze szkoly, wlasciwie od 2 lat sa to jedynie piatki lecz jedno sie nie zmienilo…” à demaine Marie… à demaine Mateusz, bonne soirée!…” ( do jutra Mari, do jutra Mateusz, milego wieczoru!)…

Zastanawia mnie jedno jak dajac tak duzo swobody w relacjach nauczyciel-uczen, nikt nie przekracza niewidzialnej granicy i nie ma mowy o jakim kolwiek braku szacunku w owych relacjach!

Lekcje czesto odbywaja sie na ogladaniu audycji , robieniu doswiadczen lub pracy w terenie…

Nie istnieje pojecie “godziny lekcyjnej”…tutaj dany przedmiot i przerwa zaczyna sie wtedy, kiedy nauczyciel przedstawil to co zamierzal i wszystkie dzieci skoczyly to co bylo zamierzone…

Pamietam swoje zdziwienie gdy wypytywalam syna o dzwonek po pierwszej lekcji…patrzyl na mnie kompletnie nie rozumiejac o co pytam… Wytlumaczyl mi,ze jesli np maja jezyk francuski to zazwyczaj koncza po ok 1.5 godziny …i tylko gdy wszystko jest skonczone Pani oglasza przerwe, nidy gdy temat nie zostal zamkniety… wtedy dzieci moga opuscic klase i wyjsc na zewnatrz a tam…jak zawsze gra w foutbool!!!!

Nauka we Francji odbywa sie 4 razy w tygoniu w scisle okreslonych godzinach:

od 9.00 do 12.00 – 13.30 do 16.30 pomijajac srody, ktore zawsze sa dniem wolnym.



                                                 Przerwa obiadowa, rzecz swieta!



Przerwa od godz 12.00 do 13.30 jest przerwa obiadowa, ktora dzieci spedzaja na stolowce lub jesli chca wracaja do domu na posilek z rodzicami, ktorzy w swojej pracy obowiazkowo maja taka sama przerwe obiadowa.

Tak wiec codziennie spotykamy sie w domu na obiedzie, nie trwa to dlugo gdyz dojazd do domu zajmuje nam ok 10 min i Mateusz zawsze pierwszy na nas czekaJ…ale za to ostatni wychodzi wracajac na popoludniowe zajecia do szkoly.

Wszystkie sklepy ( nie liczac najwiekszych supermarketow) , zaklady pracy, urzedy od 12.00 sa pozamykane do godz 13.30-14.00.

Wszystkie przydrozne restauracyjki, bary, kawiarenki sa zatloczone… wszyscy delektuja sie swoim posilkiem jak i towarzystwem!

Jesli godzina ZERO zastanie kogos w trasie…ciezarowki, samochody zatrzymuja sie na poboczu i kazdy korzysta z tego co ma zagwarantowane…czyli obiad i zasluzony odpoczynek :)….



                             Nieopisana, szczera goscinnosc i umilowanie do apéro…


Od samego poczatku zaskoczona bylam cieplym przyjeciem, zyczliwoscia i goscinnoscia naszych znajomych i nie tylko…poniewaz gdy napotykalismy znajomych naszych znajomych od razu stawalismy sie ich znajomymiJ…ilosc usmiechnietych, francuskich buz rosla w zastraszajacym tempieJ…

Tutaj kazdy wpada do kazdego o kazdej porze dnia…i zawsze jest witany jak najbardziej wyczekiwany czlonek rodzinyJ… Dla mnie to fenomen, niemal kazdy weekend, wiele wieczorow w tygodniu spedzaja w czyims towrazystwie! Od progu zawsze goscia wita umiechnieta twarz zapraszajac do domu , wymieniajac regionalne trunki jako propozycja APERO, ktore jest tak oczywiste jak u nas kawaJ…

Ilez oni pija, to niewiarygodne…czesto na zakupach widze w kazdym koszyku choc 2-3 butelki wina lub innego alkoholu ( absolutnie nie wylaczajac zakupow starszych osob, czy samotnych babciJ :) ) ale tutaj to nikogo nie dziwi….dziwi raczej to gdy wsrod zakupow nie slychac dzwieku szkalnych butelekJ….



                                                       Milosc do roz i nie tylko…

To wlasnie tu beznadziejnie zakochalam sie w rozanych ogrodach…

Pamietam swoje pierwsze spacery waskimi uliczkami. Wiele ze starych samotnych domow bez wiekszego ogrodu obrosniete byly pnacymi rozami, ktore pieknie komponowaly sie z kamienna fasada starego budynku. Domy, ktore posiadaly choc troszke terenu procz roz je porastajacych tryskaly kolorami i zapachem roz, ktore bardzo czesto rosly przy ogrodzniu dzialki wystawiajac swoje glowki na zewnatrz aby kazdy, kto akurat przechodzi mogl podziwiac ich urode i zapach…

Najbardziej zaskoczyla mnie ich ilosc…chyba nie ma domu, ogrodu w ktorym mogloby zabraknac roz…ogrody zazwyczaj porosniete sa wisteriami, oleandrami, kolorowymi pnaczami, palmami….ale ONE po prostu sa wszedzie  ku mojej wielkiej i nieopisanej radosci!!!

Wiele rond, rabat miejskich, wjazdow, zjazdow porastaja wlasnie ogromne rozane rabaty, ktore bardzo czesto obsadzane sa lawendami …




                                                Prawo to prawo!...a zandarm jest najwazniejszy :)....


Prawo-rzecz swieta moglabym powiedziec z czystym sumieniem!

Nie zaleznie czy chodzi o przepisy drogowe, ubezpieczeniowe, podatkowe , czy pracownicze…

Niezwykla rzadkowscia jest np. spotkac “pirata” drogowego… Tutaj po przekroczeniu predkosci o 40-50km zabierane jest prawojazdy na kilka miesiecy, podobnie jak z jazda po alkoholu!

Nikt nie bawi sie w straszenie mandatami, punktami…to jedynie za drobniejsze uchybienia… porzadek musi byc…i JEST!

Placenie zanizonego ZUS-u, zanizanie dochodow…oj to nie tu, zastanawiam sie czy chociaz komus by to wogole przyszlo do glowy ???? oj raczej NIE.

Pracujac zarabiasz tyle ile zarabiasz i wiesz jaka bedziesz mial emeryture, nie ma podwojnych kopert na wyplate, na drodze czujesz sie w miare bezpiecznie a przypominaja ci o tym tysiace fotoradarow ustawionych wszedzieJ…wiec i przestrzegac przepisy jest moze i nieco “latwiej” :)…



To kilka z moich pozytywnych spostrzezen na temat Francuskiej natury….choc sa i minusy a raczej rzeczy, ktore mnie zaskoczyly mniej pozytywnie ale o tym moze kolejnym razem….

sobota, 9 marca 2013

Pierwsze pachnace paki, blekit nieba i zapach zonkili....


Wiem, wiem troche mnie nie bylo i powody jak zawzse bardzo przyziemne...
...ale od okolo 10 dni upajam sie blekitem nieba, kazdym promykiem slonka, zapachem pierwszych zonkili...
W zeszly weekend przycielam wisterie, wszystkie roze, hortensje drzewiaste, i inne krzewy...
Wybralam sie tez do centrum ogrodniczego po zakup ziemi i...nie mogac sie powstrzymac dokupilam kolejne 3 roze :)... mina meza "bezcenna" po tym jak obiecalam zeszlej jesieni,ze do kolejnej nie kupie juz zadnej:)... ale czy takiej maniaczce roz mozna wierzyc:)???? obawiam sie,ze zdecydowanie NIE:)!
a wiec kolejne damy juz posadzone, zdazyly juz nawet puscic nowe listeczki wiec wierze,ze spodobalo sie im u mnie i ...dobrze nam bedzie razem:)....

i oto ciut mojego nieba, moich kolorow , moich pierwszych zapachow...


Jeszcze bardziej niz ja zadowolona jest Zuzia:)... od samego poranka do wieczora wygrzewa sie na konarach naszej starej wisterii...och to dopiero jest luksus i pelnia zycia:)...




p.s

jesli chodzi o ciecie wisterii, to tutaj zasada jest jedna:
...tniemy z poczatkiem wiosny za 5-tym pakiem...:)...powodzenia!!!!!