wtorek, 30 października 2012

Zapach, ktory mnie uwiodl...

To byl kwietniowy wieczor ...gdy mimo swojej niecheci mielismy umowione kolejne "randez-vous" z notariuszem w sprawie ogladniecia kilku potencjanych domow moich marzen...
Po kilku tygodniach ogladania roznych nieruchomosci i coraz wiekszej rozpaczy oraz przekonaniu,ze nic nie znajdziemy wyjscie z domu podczas siapiacych kropli deszczu bylo nie lada wyzwaniem i walka z wlasnymi niecheciami ale wiedzialam,ze nie moge zawiesc synka, ktory za kazdym razem dzielnie "zwiedzal" kolejne domy i doszukiwal sie w nich wszelkich zalet aby tylko sprawic mi radosc. On chyba jeszcze bardziej niz my potrzebowal znow poczuc odrobine stabilizacji a nasz nowy dom mial zlagodzic bol tesknoty za tym co zostawilismy 1,5 roku wczesniej w grudniowy poranek wychodzac z 3 walizkami ...jadac w miejsce, ktore znalismy jedynie ze zdjec, przewodnikow i telewizji...
Tego dnia mielismy do ogladniecia 3 domy... pierwszy z nich byl starym, zaniedbanym domem z drewnanymi okiennicami , ladnym tarasem i ogromnymi na wpol uschnietymi palmami...mimo calej grozy jak soba prezentowal bylo w nim cos co budzilo moje zastanowienie...ale gdy weszlismy na pietro schodami, ktore trzesly sie przy kazdym kroku ujrzelismy wielka dziure w dachu i niemal taka sama w podlodze sypialni do ktorej weszlismy... cena domu nie byla niska mimo potrzeby ogromnego wkladu finansowego na ewentualny remont. Umysl szybko zareagowal i juz bylismy w drodze do kolejnego domu...malego domu z ogrodem i basenem... Synek, gdy uslyszal o basenie pewnie kupilby go w ciemno... Dom byl maly, parterowy w jaskrawych kolorach z zaniedbanym basenem...moze gdyby nie to deszczowe pozne popoludnie wszystko wygladaloby nieco lepiej... Maz widzac moja mine zapewne sie zalamal i jego dotad wszechobecny optymizm zaczal opuszczac i jego...
Udajac sie pod trzeci i ostni na ten dzien dom z listy nie mialam nawet ochoty wysiadac z samochodu...tym bardziej,ze okazalo sie,ze trwaja jakies prace drogowe i musielismy zapakowac nieco dalej . Zniechecona, rokladalm parasol i zapinalam kurtke syna ...zobaczylam jak moi  dwaj Panowie nie zwarzajac na mnie udali sie przed siebie. Zlapalam syna z reke i staralam sie  nie stracic ich z pola widzenia az dotarlam na miejsce... Notariusz zatrzymal sie  i probowal kluczem otworzyc zardzewiala bramke a ja stalam jak zahiopnotyzowana...
Stalam i niemoglam uwierzyc wlasnym oczom...
Nawet nie zauwazylam kiedy przestalo padac...widzialam tylko piekny fiolet kwiatow , ktore lsnily w kroplach deszczu i czulam nieziemski, slodki zapach, zapach jakiego dotad nie znalam. Pnacze, ktore zwisalo na starym ogrodzeniu bylo tym, jakie kilkakrotnie podziwialam na zdjeciach w gazetach...
Maz z synem juz weszli na teren posesji a ja stalam na ulicy i nie moglam uwierzyc w to co widzialy moje oczy... Pierwszy raz od bardzo dawna poczulam pewne cieplo na sercu, na sama mysl,ze ten stary dom, jaki widzialam zza ogrodzenia jest na sprzedaz sprawil,ze uwierzylam w to,ze moze jeszcze odnajde swoje szczescie na tej obcej ziemi...
Zarowno dom jak i ogrod byly bardzo zaniedbane i od lat opuszczone... jednak, to co poczulam w tamtej chwili sprawilo,ze wrocila nadzieja, wiara, ze to jest moje miejsce,ze damy rade, ze kiedy bedzie tu pieknie...
Maz widzac moj blysk w oku az ozyl...nie bardzo wiedzial co bylo tego przyczyna, gdyz tak jak wspomnialam dom, nie byl okazem pieknej posesji i raczej wymagal posiadania nielada wyobrazni aby dostrzec w nim to co najwazniejsze...
Mial w sobie pewna aure, dobre emocje...i przepiekna stara wisterie, ktora zauroczyla mnie od pierwszego spojrzenia i juz wtedy wiedzialam, ze to bedzie to moje nowe miejsce na ziemi...

To wlasnie ten widok zobaczylam tamtego wieczoru...


Stojac za tym plotem poczulam to czego nie spodziewalam sie odkryc...


 a to juz kwitnaca wisteria  z wrzenia 2012 roku...po 2 latach od kiedy zobaczylam ja po raz pierwszy




po prawie 2 latach pod moim ukochanym pnaczem pojawila sie laweczka...moje ulubione i najbardziej pachnace miejsce w ogrodzie...






4 komentarze:

  1. Witaj Betysiu... Jak czytałam, co napisałaś, kiedy zobaczyłaś Wisterię, to aż się wzruszyłam... Piękne opowiadanie... Idę czytać dalej...

    OdpowiedzUsuń
  2. Dorotko gdybys ja zobaczyla na wlasne oczy tez bys poczula dokladnie to samo co ja:)...jestem pewna!

    OdpowiedzUsuń
  3. piękna wisteria, piękna historia...

    OdpowiedzUsuń
  4. Chciałam napisać to samo co Lena :)

    OdpowiedzUsuń