piątek, 21 grudnia 2012

Magia swiat ...






Bedac tu od niemal 5-ciu lat z kazdym rokiem dostrzegam wiecej… wiecej wlasnych tesknot, wspomnien, zapachow…

Ja …ukochana najmlodsza coreczka swojego tatusia dorasalam w swiecie pieknej rodzicielskiej milosci, bezinteresownej i czystej jak biel platkow sniegu.

Od zawsze Swieta Bozego Narodzenia byly czyms nadwyraz wyjatkowym i mimo tego iz bylam dzieckiem wcale nie chodzilo o wymarzone prezenty…wiec o co ???

…zdecydowanie najbardziej czekalam na wiele nastepujacych po sobie zdarzen, ktore tak latwo bylo mi wtedy przewidziec…

Tradycja bylo iz przy wyborze choinki musialam byc Ja…ja i On… najwieksza milosc mego zycia, zakochany bez grannic w swojej corce ojciec rodziny, ktorego wielbilam pod kazdym wzgledem…ale taki wlasnie dla mnie byl…

2 dni przed wigilia nadchodzil  "odpowiedni "  czas aby wyruszyc na lowy...

On i ja …

Doskonale pamietam jak trzymajac mnie za reke szlismy w zazwyczaj mrozny poranek wybierac nasze bozonarodzeniowe drzewko.

Moj tato byl bardzo wysokim mezczyzna…pamietam jego cieplo gdy trzymal moja mala raczke a ja szybko przebieralam nozkami aby nadazyc za jego krokiem…mimo iz on szedl wolno, przy takiej roznicy naszego wzrostu dla mnie kazdy krok byl jak pewien dystans do pokonania…ale aby nie zburzyc tej magicznej chwili z wielka radoscia przebieralam nozkami, chwilami niemal unoszac sie nad ziemia…

Ostateczny wybor choinki zawsze nalezal do mnie, kryteriow duzo nie bylo, miala byc zywa i niemal najwieksza jaka znajdziemy…

Powrotna droga wygladala niemal identycznie. Radosc towarzyszaca ekscytacji wyprawy po swiateczne drzewko zmieniala sie w radosc z jej posiadania…

On nadal trzymal mnie za reke a w drugiej trzymal drzewko, ktore ciagnal za soba po ziemi…a ona wydawala wtedy cudowny szelest i zapach…a ja zdecydowanie czesciej swoja glowe miala zwrocona do tylu podziwiajac jej rozmiary…

Tradycja byla jedna, choinka musiala odlezec swoje na zewnatrz aby ubrac ja zawsze w wieczor poprzedzajacy wigilijna kolacje.

Caly dzien podpatrywalam ja przez kuchenne okno nie mogac doczekac sie kiedy juz nadejdzie ten wlasciwy moment…

Tato zchodzil do piwnicy i z najwyzszej polki sciagal wielkie pudla, ktore skrywaly w sobie wszystkie swiateczne dekoracje.

Na honorowym miejscu zawsze wisial moj szklany zajaczek…zajaczek, ktory jako 3-latka dostalam w prezencie gwiazdkowym… moment w ktorym trzymana na rekach przez niego wieszalam go na najwyzszej galazce oznaczal,ze nasze swiateczne drzewko bylo gotowe aby na dobre rozpoczac swiateczny czas.

Mamusia jak zawsze pochlonieta przygotowywaniem swiatecznych przysmakow wiekszosc czasu spedzala na kuchennych obowiazkach a ja do pozna w nocy i od samiutkiego ranka, czesto jeszcze przed switem siedzialam juz obok choinki wpatrzona w kolorowe lampki i gleboko wdychajac nieziemski zapach naszego drzewka.

Od wczesnego popoludnia mamusia zaczynala nakrywac swiateczny stol…byl wyjatkowy obrus ( uzywany jedynie raz w roku na wigilie) , stara swiateczna zastawa…kszatajac sie po domu w oczekiwaniu na kolacje upajalam sie kazda minuta , ktora przynosila coraz to wiecej swiatecznej i magicznej atmosfery.

Gdy na niebie zablysla pierwsza gwiazdka oznaczalo to,iz mozemy zasiasc cala rodzina i upajac sie MAGIA swiat…

Oprocz zapachu choinki, starej zastawy, obrusa…najbardziej pamietam zapach taty…tego jedynego wieczoru, raz w roku ubieral sie w odswietna koszule i niezwykle zadbany, wyperfumowany woda kolonska zasiadal do wigilijnego stolu…

Siedzac obok niego upajalam sie zarowno jego silnym zapachem jak i choinki, ktora byla na wyciagnioecie dloni…

Po przepysznej kolacji, barszczu z uszkami, pierogach, karpiu, sledziu, wszelakich salatkach …nadchodzil czas prezentow…

Jako najmlodszy czlonek rodziny wyciagalam po kolei wszystkie pakunki spod choinki i zanosilam wszystkim czlonkom rodziny.

Mamusia jak zawsze cieszyla sie z " kolejnych " kosmetykow, rekawiczek, portfela…siostry znacznie starsze ode mnie chichotaly gdy otwieraly swoje "odziezowe " prezenty…i tata, ktory co roku tak samo "zaskoczony " z kolejnej pary kapci, calego peku skarpet…i kolejnej wody kolonskiej…usmiechal sie do mnie.

To wlasnie byla MAGIA…magia, ktora po woli zaczynala sie zmieniac…najpierw gdy w wieku moich 18-tu lat nagle zmarl tata…i ostanie 7 lat bez mamy…

…Ostatni raz zasiadlam do naszego rodzinnego , wigilijnego stolu zaslanego tym samym swiatecznym obrusem…5 lat temu, gdy w drugi dzien swiat zabierajac najpiekniejsze wspomnienia wsiadlam do samolotu i rozpoczelam nowy, nielatwy rozdzial wlasnego zycia…



To beda nasze 4-te Swieta Bozego Narodzenia tutaj… staram sie aby nie zabraklo swiatecznej atmosfery, ktora tworzy wyjatkowy klimat, aby zapach choinki wypelnial caly dom, by miec swoj "wyjatkow " obrus jedynie na ta okazje… by moj syn mogl poczuc wlasna MAGIE SWIAT…

Nigdy nie zapomne zapachu naszych choinek , kszatajacej sie mamy i zapachu wody kolonskiej… to moje najwieksze, najcenniejsze i najbardziej skrywane tesknoty...

W Polsce pozostawilam nie tylko swoje siostry ale i wspanialych przyjaciol , ktorych posiadanie jest dla mnie bezcenne.
I tak od 4 lat z poczatkiem grudnia otrzymuja a raczej z utesknieniem czekam na pachnacy pakunek, ktory przybywa do mnie z rodzinnego kraju...to ukochana Pani Ela, jak co roku szykuje i wysyla nam woreczek suszonych grzybkow, ktore rozpoczynaja wigilijna uczte w uszkach w barszczu...

Okolo 1.5miesiaca przed swietami zaczynaja pojawiac sie zwiastuny nadchodzacych swiat...i zawsze wtedy moj syn pyta:

- Mamus, czy to juz niedlugo choinka i ...i te wszystkie pysznosci... te uszy w tym czerwonym ?????
- a ja odpowiadam,ze tak, ze to juz niebawem:)
- Mateusz: Matusiu jak ja kochem te uszy, te inne potrawy, kocham to...to wszystko! I grzybki przyjda poczta, ciekawe czy  twoja  Pani juz nam grzybki wyslala do tych "uszow" ????

Najcudowniejsze jest to,ze swieta kojarza mu sie z choinka, kolendami, uszkami w barszczu i o prezentach nawet nie wspomina:)...bynajmniej na poczatku;)...
Raz nawet gdy blagal mnie abym zrobila barszcz z uszkami na obiad a ja odpowiedzialam,ze to nasza wyjatkowa potrawa, ktora kosztujemy tylko w wyjatkowy wieczor....zaproponowal, ze na najblizsze urodziny zamiast tortu to on wolalby barszcz z uszkami:)...bo to przeciez tez jest wyjakowy dzien:)...

Tej wiosny gdy bylam 2 dni w Polsce zabralam z rodzinnego domu swiateczna zastawe, tz nie wszystko...mimo wielu "za" i "przeciw" zabralam jednak nasza stara waze do swiatecznego barszczu i kilka drobiazgow...
Tak wiec ta wigilie rozpoczniemy tradycyjnie od barszczu z uszkami podanymi w wyjatkowym naczyniu, potem pierogi z kapustka i grzybkami, karp, salatki...

...juz znow czuje magie swiat...calkowicie inna niz przed laty, za ktora niewiarygodnie tesknie... ale czuje i to jest najwazniejsze...








12 komentarzy:

  1. Betysiu czytając Twoje słowa, tak jakbym się przeniosła do swego dzieciństwa :-) Dzięki Ci za to :-)Mój tato też wszędzie mnie zabierał ze sobą i też byłam jego najmłodszą córką - kruszynką, którą cały czas przytulał i brał na ręce, kiedy wracaliśmy z przedszkola :-)W wigilijny wieczór zawsze świecił przykładem jako elegancki, przystojny i pachnący mężczyzna - głowa rodziny :-)Niestety też Go już nie ma :-( Zostały jedynie wspomnienia, ale za to fantastyczne :-)A Ty jesteś Wielka, ale to już pewnie wiesz :-) buziaki :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Milenus...za nasze cudowne, wyjatkowe i bezcenne wspomnienia...
      Dziekuje za wszystko co napisalas...

      Usuń
  2. Betysiu uwielbiam Cię czytać :) Jesteś cudowną kobieta i teraz Ty tworzysz magię dla swojej rodziny :)
    całuski wielkie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Dianus ale do stworzenia tego co ja wspominam ...jeszcze daleka droga przede mna choc sie bardzo staram...
      sciskam poswiatecznie:)!!!!!

      Usuń
  3. Witaj Betysiu, tak, to są Święta... To, co napisałaś, co czujesz, co przeżywasz... Obyś zawsze miała takie święta, jakie sobie wymarzysz...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Dorotko...najbardziej uwielbiam wlasnie ta "magie"....
      sciskam mocno:)!!!!

      Usuń
  4. Betysiu...
    ''Z obfitości serca mówią usta....''
    Twoje jest pełne miłości i ciepła...
    to chyba też zasługa Twoich rodziców...
    Przesyłam ciepłe pozdrowienia z polskiej prowincji...;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Anus alez pieknie napisalas...dziekuje...
      ...a rodzicow mialam cudownych, najwspanialszych, nigdy nie wymarzylabym sobie lepszych!!!
      i ja sciskam z mojej prowincji:)!!!!

      Usuń
    2. To nie ja taka mądra...słowa pochodzą z Biblii

      Usuń
  5. Betysiu...otrzymałaś ode mnie wyróżnienie...Nie wiem czy się ucieszysz...różne podejścia mają ludzie do tych zabaw...Cóż...gratuluję i zapraszam do mnie...:)
    Buziam...Twoim zwyczajem ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Betysiu bardzo Ci współczuję utraty rodziców. Tak pięknie o nich piszesz. Czytam twojego bloga i coraz bardziej rozumiem twoją ucieczkę do Francji. To właśnie ludzie są najważniejsi a dopiero potem miejsce.
    Przyznam Ci, że to właśnie duża, wspaniała rodzina trzyma mnie najbardziej w Polsce. Mało tego na moim wzgórzu mieszkać będzie (budują się) aż 3 z 7 rodzeństwa mojego męża i w dodatku moja kuzynka. Gdyby nie oni wszyscy, pakowałabym walizki i szukała starego domu we Francji gdzieś obok Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Agus, juz dzisiaj moge Wam szukac starego kamiennego domu dla calej twojej duzej rodzinki, i oczywiscie gdzies obok mnie hihi... Rodzina to trzon wszystkiego i kazdy kto mysli inaczej jest w bledzie .... Ciesze sie,ze macie siebie i to niemal na wyciagniecie dloni, to juz pelnia szczescia!!!! Usciski dla wszystkich, absolutnie wszystkich :)!!!!

    OdpowiedzUsuń